Aleja samobójców – Marek Czubaj, Marek Krajewski
Aleja samobójców to idealna książka na lato. I to nie tylko dlatego, że matowy papier nie odbijający za bardzo słońca sprawia, że bardzo miło czyta się ją w słoneczny dzień na świeżym powietrzu nawet bez okularów przeciwsłonecznych.
Książka ma dwóch autorów, z których jednego – Marka Krajewskiego znałem już wcześniej z jego powieści o komisarzu Eberhardzie Mocku, pracowniku prezydium policji, osadzonych w realiach międzywojennego Wrocławia. Przeczytałem dwie sztuki z serii liczącej sześć, ale które dwie to były za nic nie pamiętam. Mimo to miło je wspominam bo czytanie kryminału osadzonego w tak odległych, historycznych, realiach było ciekawą odmianą do tego co czytam „na co dzień”.
Jak się okazuje Aleja samobójców należy również do serii – serii o nadkomisarzu gdańskiej policji Jarosławie Paterze i jest pierwszą z serii, z dwóch (jak na razie).
Akcja tego kryminału toczy się latem i to latem szczególnym bo latem 4 lata temu podczas mistrzostw świata w piłce nożnej w Niemczech w 2006 roku. Dla mnie dodatkowym „smaczkiem” było to że akcja toczy się w moim rodzinnym mieście – Gdańsku i jego okolicach.
Mecze mistrzostw świata, oraz zakłady co do ich wyniku stanowią tło dla dochodzenia jakie prowadzi Jarosław Pater w celu wyjaśnienia morderstwa w przybytku nie za często spotykanym w Polsce – ekskluzywnym domu spokojnej starości, o jakże pasującej nazwie – Eden.
Czytając „Aleję samobójców” i pamiętając Erberharda Mocka z serii Breslau, siłą rzeczy porównywałem go do Jarosława Patera. Obie te postacie dzieli kilkadziesiąt lat, łączy je jednak zawód. Mogło by się wydawać, że to że z konfrontacji tej wynika, że w profesji którą obaj panowie się zajmują dużo się nie zmieniło na przestrzeni lat to wina tego że autor jest ten sam. Jednak cechy, które łączą Erberharda Mocka z Jarosławem Paterem znaleźć możemy u innych stróżów prawa znanych nam z filmów czy książek, choćby u Kurt Walander z serii Heninga Mankela.
I w tym momencie nasuwa mi się pytanie: Czy komisarze, śledczy, czy też detektywi rzeczywiście tak mało się zmienili na przestrzeni lat czy to może kwestia tego, że współcześni autorzy osadzając swoje powieści w realiach historycznych tworząc swoich bohaterów starają się zdobić z nich „starodawnych” Bruce’ów Willisów ze szklanej pułapki?
Jak sądzicie?